Single Blog

Magia morza i mocy kobiet

Czasem się zastanawiam czy przez przypadek w moich żyłach nie płynie trochę słonej wody, bo zdecydowanie jestem człowiekiem morza i przynajmniej raz do roku muszę nad nie pojechać. A może w jednym z poprzednich wcieleń mieszkałam nad morzem? Chyba tak było, ale z pewnością w jakimś ciepłym klimacie;). Nie oglądam dużo telewizji, ale mam słabość do nagrywania programów podróżniczych z morzem w tle i muszę przyznać, że zawsze wprawiają mnie w doskonały humor, a już zwłaszcza, kiedy za oknem jest zimno i deszczowo.

Morze wprawia mnie w pewnego rodzaju magiczno-nostalgiczny nastrój, ma w sobie jakąś nieodgadnioną tajemnicę. Zdjęcie poniżej zrobił mąż koleżanki Ani (po mojej lewej stronie). Był chłodny i deszczowy wieczór, ale moim zdaniem zdjęcia zrobione z zaskoczenia są najbardziej magiczne i po prostu je uwielbiam! Byliśmy na spacerze w Gdyni przy molo w Orłowie.

Uwielbiam tę część Trójmiasta. Właściwie to muszę się przyznać, że wolę Gdynię od Gdańska i oczywiście kocham jeszcze Sopot!  Gdynia to stosunkowo nowe miasto, bo prawa miejskie uzyskała w 1926 roku, ale ma jakiś niepowtarzalny klimat i urok, którego nawet nie potrafię opisać. Po prostu na mnie dobrze działa i już :). Zupełnie jak z energią drugiego człowieka. Czasem jest tak, że widzimy kogoś po raz pierwszy i czujemy antypatię, a do kogoś innego sympatię. Sympatia jest wtedy, kiedy częstotliwość fal naszego pola energetycznego jest podobna, a antypatia, kiedy częstotliwości znacznie się różnią. Zdarza mi się, że czuję do kogoś nieodpartą niechęć od pierwszego wejrzenia, co nie oznacza, że tej osoby nie lubię, bo uważam, że nie można nie lubić kogoś kogo się nie zna. Nie rozumiem również jak można być antysemitą albo rasistą, no bo jak można nie lubić całej, dużej grupy ludzi? I za co? Za odmienność, czy przekonania religijne? Absurd w czystej postać i ograniczony światopogląd według mnie.

A wracając do Gdyni, mam po prostu z tym miastem dobrą chemię!

Raz do roku staram się pojechać do Trójmiasta sama, bo lubię ten babski czas, kiedy mogę spotkać się z koleżankami. Zawsze będę powtarzać, że nie ma nic lepszego od nocnych (i nie tylko) pogaduch od serca. To jest zdecydowanie lepsze i bardziej twórcze od spotkań networkingowych. Nie bez powodu kobiety w dawnych, plemiennych czasach spotykały się regularnie w kobiecych kręgach. Chodziło o wzajemny szacunek, wsparcie, przekazywanie sobie mądrości, niesienie pomocy, czy po prostu wysłuchanie drugiej osoby.

Nie wiem jak ty, ale ja po takich spotkaniach (oczywiście w zaufanych i przyjaznym gronie) zawsze czuję się doładowana energetycznie. Na nowo odkrywam w sobie kobiecą moc, jakże potrzebną do bardziej świadomego odczuwania i słuchania swojej intuicji, bo tak naprawdę cała mądrość jest w nas. Niestety o niej zapomnieliśmy z różnych powodów. Bliskość natury i drugiego człowieka jest potrzebna, aby tę moc i wewnętrzną mądrość na nowo odkryć i zacząć jej słuchać. Niezmiernie bliskie jest mi postrzeganie intuicyjne i słuchanie siebie. Czasami niektóre odpowiedzi przychodzą do nas również w snach:

„W okresie kryzysu takie sny stanowią odpowiedź na nasze najgłębsze potrzeby. Rozlega się alarm, który rozbudza ukrytą w naszym w naszym wnętrzu mądrość, ta zaś wskazuje nam drogę. Cała sztuka polega na tym, aby słuchać, nie odrzucać ich przekazu, postępować zgodnie z zawartymi w snach instrukcjami. Intuicja potrafi interweniować przez wiarę. Mamy w sobie znacznie bogatsze zasoby, niż mogłoby się wydawać. Nawet jeśli jesteśmy sami i nie możemy liczyć na pomocną dłoń rodziny czy przyjaciół, wsparcia udzieli nam duch, w postaci właściwej wszystkim ludziom zdolności przewidywania. Wystarczy w to uwierzyć, wystarczy uznać własną moc. To daje odwagę, dzięki której możemy stawić czoła temu, co nas czeka.” – Judith Orloff.

Jeśli interesuj cię temat intuicyjnego postrzegania, to zachęcam do lektury genialnej książki „Oczami inticji” Judith Orloff, psychiatra intuicyjna, która opowiada w tej książce nadzwyczajną historię i wyjaśnia, jak czerpać z zasobów własnej wewnętrznej mądrości.

Wróciłam znad morza jak zwykle uszczęśliwiona. Nieważne, że nie było dobrej pogody, bo mimo lata padało i było dość chłodno. Zawsze liczy się towarzystwo i intencja spotkania z drugim człowiekiem.

Aniu i Iwonko – jeszcze raz dziękuję za gościnę i super czas!

A budkę do robienia zdjęć mogłabym mieć w domu – dawno się tak nie uśmiałam, właściwie to się z niej z trudem wyturlałyśmy!

Dziękuję, że tu jesteś 🙂

Renata

Comments (0)

© Copyright 2019 - Renata Driscoll