Single Blog

Superwizje trenerskie – lubisz czy nie lubisz?

Dużo ryzykowałam zmieniając zawód po 40., ale w końcu robię to, co uwielbiam i mając do tego naturalne predyspozycje. Patrząc również na to, jak rynek pracy okrutnie obchodzi się z #pokoleniemsilver dochodzę do wniosku, że tym bardziej dobrze zrobiłam. Po prostu im #trenerbiznesu starszy, tym lepiej. Na dodatek teraz coraz częściej klienci korporacyjni wymagają aby trenerzy mieli doświadczenie biznesowe. Odbiorcy już nie bardzo chcą uczyć się od teoretyków. Taki przynajmniej dostaję #feedback od uczestników moich szkoleń. Żeby była jasność, nie żałuję ani jednego dnia z wcześniej przepracowanych wielu lat w dużych korporacjach. Kiedy czytam nagłówki w stylu „Rzuciła korpo i zarabia miliony”, to wybucham śmiechem. Po pierwsze, nie warto niczego rzucać – takie rzeczy się planuje. A proces zdobywania nowego fachu i budowania marki eksperta trochę trwa. Po drugie, te miliony to można zarobić też wcześniej, a potem robić to, co się kocha. 😉

I jeszcze jakoś nie poznałam nikogo, kto „rzucił” i od razu zarabia te miliony. W pracy trenerskiej cały czas staram się doskonalić w dziedzinach, w których się specjalizuję, a także poszerzać sposoby pracy z dorosłymi. Zarówno wiedzy merytorycznej, jak i sposobów prowadzenia zajęć, możemy uczyć się na wiele sposobów. Zastanawiałam się ostatnio z czego najwięcej ostatnio wyniosłam i doszłam do wniosku, że z #superwizji. Superwizja to po prostu obserwacja pracy trenera, aby potem dostać informację zwrotną, co robisz dobrze, a nad czym warto popracować. Najczęściej superwizję robi inny trener, choć czasem zdarzają się superwizje ze strony klienta. I ja się temu nie dziwię. Zwłaszcza, kiedy klient podpisuje dużą umowę ramową na tzw. akademię liderów czy inny program rozwojowy. Chce mieć wtedy pewność, że dedykowana do projektu kadra trenerska sprosta oczekiwaniom ich kadry managerskiej. Oczywiście każda superwizja jest trochę stresująca, choć myślę, że #superwizjaklienta bardziej. Stresujące jest chociażby to, że kątem oka widzisz, że ten człowiek cichutko siedzący, gdzieś tam na końcu sali, bacznie obserwuje i ciągle coś notuje. Stresujące jest też to, że grupa może lekko się stresować obecnością kogoś z ich HRów. Co prawda dokładnie się wyjaśnia grupie, że to jest obserwacja pracy trenera, ale jakieś ryzyko, że atmosfera w grupie może się zmienić, jest. Co do plusów? Mam poczucie, że taka superwizja jest bardzo dokładna i rzetelna. Taka osoba widzi Cię po raz pierwszy na oczy (tak było przynajmniej ostatnio u mnie na sali), więc nie ma wyrobionego na twój temat zdania, nie ma założeń czy uprzedzeń. No i tak szczegółowego feedbacku nigdy wcześniej nie dostałam. Tak więc nie ma się co bać, róbmy swoje. Moja rada: be yourself & DO YOUR BEST! I tyle. Uczymy innych otwartości i aktywnego słuchania, więc i szewc nie może chodzić bez butów.

A jakie Ty masz doświadczenia z #superwizją?

Comments (0)

© Copyright 2019 - Renata Driscoll