Single Blog

Jak nadać życiu zawodowemu nowy kierunek i sens

Z moich obserwacji wynika, że około czterdziestki lub po czterdziestce wiele osób robi coś w rodzaju podsumowania życia. No cóż, nie będę ukrywać, że również i ja miałam taki czas refleksji, dokładnie kiedy skończyłam trzydzieści dziewięć lat, a więc prawie osiem lat temu.

A wszystko zaczęło się od umieszczenia na facebooku niewinnego zdjęcia z urodzin, na którym trzymam w dłoniach dwie świeczki: 3 i 9. No i tąpnęło mną! Co?! Ale jak to?! To niemożliwe! Jak ten czas szybko leci! Nie będę ściemniać – przez rok ciągle o tym myślałam i robiłam „rachunek sumienia”. Rozmyślałam o moich sukcesach i porażkach. Przy czym mierzyłam je swoją miarą, bo uważam, że postrzeganie zarówno sukcesów, jak i porażek jest sprawą bardzo subiektywną – to po prostu ocena osoby na dany temat. Tak więc w moich rozważaniach nie interesowało mnie, co otoczenie sądziło o moim życiu. Ważne było dla mnie, co ja na ten temat sądzę. Żeby była jasność, w ogóle nie myślałam o starzeniu się, pierwszych zmarszczkach i cellulicie. Uważam, że to kompletnie nie ma znaczenia, to są detale.

I z tego rachunku sumienia wyszło kilka spraw, nad którymi postanowiłam się pochylić. Po pierwsze non stop martwiłam się syna i o to, czy na przykład dożyję wnuków. Na szczęście ten problem pomogła mi rozwiązać znajoma. A jak? O tym możesz przeczytać w poście „O bezużytecznych emocjach poczucia winy i niepokoju” (tutaj). Uzmysłowiłam sobie również, że dojrzałam do poważnych zmian zawodowych, bo okazało się, że to, co kiedyś było dla mnie ważne, już teraz nie ma takiego znaczenia. Przecież to takie oczywiste – ciągle się zmieniamy i zmieniają się nasze priorytety!

Czy to co robisz ma sens?

Kiedyś wszystko podporządkowywałam pracy, bo to było dla mnie najważniejsze. I owszem, osiągnęłam swój cel, miałam tak zwaną „karierę”, niezależność finansową, spłacony kredyt hipoteczny. Ale czy to naprawdę był sukces? W oczach wielu osób na pewno tak, ale jak już wcześniej napisałam, nie ma dla mnie znaczenia, co myślą o mnie inni, bo znam swoją wartość i nie przeglądam się w oczach innych ani nie szukam u nich aprobaty. Po prostu czułam się coraz bardziej wypalona i zaczęłam się tak na poważnie zastanawiać czy to, co robię ma sens i dokąd mnie to prowadzi? Zrozumiałam, że osiągnięcie tego jednego i najważniejszego celu nie zaspokoiło wszystkich moich pragnień i potrzeb.

Okazało się, że mój sukces nie był trwały, choć kiedyś zakładałam, że tak będzie. Problem polegał jednak na tym, że trwały sukces nie wywołuje napięć i niepokoju, ale powinien przynosić odnowę emocjonalną. A ja stawałam się emocjonalnym wrakiem, przez pracę właśnie. Na szczęście miałam w końcu stabilizację w życiu prywatnym i szczęśliwy związek, ale kompletnie nie mogłam zrozumieć, co jest nie tak z moim życiem zawodowym. Dlatego nie rzuciłam pracy z dnia na dzień i nikomu tego nie polecam, ale zrozumiałam, że zaczął się dla mnie proces zmiany i przedefiniowania czym jest dla mnie trwały sukces w życiu, który kiedyś mylnie utożsamiałam z sukcesami w pracy.

Kiedyś gdzieś przeczytałam, że trwały sukces składa się z czterech nierozerwalnych segmentów:

  • szczęście – odczuwana przyjemność lub zadowolenie z życia;
  • osiągnięcia – dokonania większe od dokonań innych osób;
  • ważność – przekonanie, że nasze działania przyniosły korzyść ludziom, na których nam zależy;
  • spuścizna – system wartości lub zasób doświadczeń, który w przyszłości pomoże innym osiągnąć sukces.

Każdy segment trzeba jeszcze podzielić na cztery główne sfery życia: osobistą, zawodową, rodzinną i społeczną.

I kiedy przyjrzałam się tym czterem segmentom, to zdałam sobie sprawę z braku równowagi, a więc stąd brała się moja frustracja i wypalenie. Nie będę tu opisywać szczegółów, bo tak naprawdę w tym poście nie chodzi o mnie. Chcę ci po prostu dać do myślenia, bo jeśli jesteś na takim waśnie etapie – etapie podsumowań i zastanawiania się: co dalej? – to warto żebyś zrobiła sobie taki bilans poprzez pryzmat tych czterech obszarów. Jest to ciekawe narzędzie, które pomoże ci spojrzeć na swoje życie jak na całość i pomoże ocenić poziom zadowolenia z twoich dotychczasowych działań.

Co jest twoim celem?

Ja na przykład, ogólnie rzecz ujmując, zdałam sobie sprawę z tego, że byłam w pełni zadowolona w obszarach szczęście i osiągnięcia, ale kulała (i to poważnie!) ważność i spuścizna. Zrozumiałam, że muszę tak zmodyfikować swoje zajęcia, aby zrównoważyć te cztery segmenty. Zrozumiałam również, że aby to osiągnąć muszę i CHCĘ cały czas pracować nad sobą (a nie tylko poszerzać kompetencje zawodowe). Rozwój osobisty stał się moim celem, bo trwały sukces wymaga trwałego zaangażowania! Wstąpiła we mnie nowa energia i ogromna wiara we własne siły, co wcześniej kulało.

Doszło do tego, że kilka lat później przestałam pracować w korporacji. Początkowo to miała być krótka przerwa żeby odzyskać siły i zadbać o zdrowie, które było w opłakanym stanie. A potem zrozumiałam, że ja tego nie chcę, bo po pierwsze nie chcę mieć już szefa. Po drugie, będąc trybikiem w dużej maszynie (nawet na stanowisku dyrektora jest się tylko i wyłącznie trybikiem – wiem z autopsji), tak naprawdę nie miałam wielkiego wpływu na ważne dla mnie rzeczy związane z ważnością i spuścizną. Kilka lat przygotowań zajęło mi żeby być na swoim i robić w końcu to, co lubię i co najważniejsze wiem, że dzięki mojej pracy pomagam innym odnaleźć pasję i zadowolenie, co prowadzi ich do osiągania sukcesów zgodnie z ich subiektywną definicją sukcesu. Jestem mentorką budowania dobrostanu i trenerką :). Tak, właśnie dobrostanu, a nie dobrobytu. Bo dobrobyt kojarzy się tyko ze światem materialnym i statusem społecznym. DOBROSTAN zaś, to poczucie szczęścia, pomyślności i zadowolenia ze STANU SWOJEGO ŻYCIA.

Zachęcam cię więc do poszukiwania siebie i do wprowadzenia zmian tam, gdzie są one potrzebne, aby nadać swojemu życiu osobistemu i zawodowemu nowy kierunek i sens.

Oczywiście to nie stanie się w pięć minut, to jest proces, który wymaga czasu. Nie oznacza to, ze powinnaś wszystko zmienić, wystarczą czasami drobne modyfikacje. Jednak muszę cię ostrzec, że zmiana wymaga pewnych „poświęceń”. Na przykład, powinnaś nauczyć się co to dla ciebie znaczy „tyle mi wystarczy”. Żyjemy w czasach szybkich, czasach bezwzględnej rywalizacji i ciągłej pogoni za tym, żeby mieć więcej. Ale czy „więcej” oznacza lepiej, sensowniej, pełniej? Dla wielu osób liczy się tylko status społeczny i tak naprawdę są to ludzie niezwykle interesowni. Kolegują się z tobą tylko do momentu, kiedy pracujesz w dobrej firmie, a kiedy z niej odchodzisz ledwo poznają cię na ulicy albo gdy przez przypadek wpadną na ciebie na jakiejś gali czy przyjęciu (też to znam z autopsji;)). Tak więc jeżeli wpadniesz w pułapkę tego statusu, to będzie ci trudno cokolwiek zmienić i zamiast żyć według „tyle mi wystarczy”, będziesz żyć tak, aby robić wrażenie na innych poprzez zachowanie „odpowiedniego” statusu. Ale jeśli chcesz tak naprawdę żyć swoim życiem, a nie przeglądać się w oczach innych, to przecież wiesz, że „Psy szczekają, a karawana jedzie dalej” i liczy się tylko to, co czujesz w sercu i w duszy. Bo to twoje życie i nikt inny go za ciebie nie przeżyje, więc żyj na własnych warunkach! A prawdziwi przyjaciele będą z tobą niezależnie od tego, co robisz zawodowo.

Dziękuję za to, że tu jesteś 🙂

Renata

 

Comments (2)

© Copyright 2019 - Renata Driscoll