Single Blog

Choroba Hashimoto a sport

t

Jakiś czas temu opublikowałam wpis „Jak żyć z Hashimoto i wyjść z insulinooporności” (tutaj), który cieszył się bardzo dużą popularnością. Do dziś, co jakiś czas, wpadam na osoby, które mi mówią jak ważny był dla nich lub znajomych ten wpis. Albo, że po prostu w ogólne to było bardzo ważne, bo uświadamia z czym zmagają się osoby dotknięte chorobą Hashimoto. Bardzo Wam wszystkim dziękuję!

Idąc o krok dalej, chcę się dzisiaj podzielić kolejnym doświadczeniem. A mianowicie jaki sport mi najlepiej służy. Otóż już wcześniej się przyznałam, że nigdy nie byłam usportowiona. Po prostu nie wyniosłam tego z domu, a potem każda wymówka była dobra byle nie ćwiczyć. Dodatkowo choroba Hashimoto powoduje u człowieka coś takiego jak wręcz awersję do ruchu. Przynajmniej u mnie tak było przez pierwsze lata zmagań, dopóki hormony nie zostały ustabilizowane i zaczęłam wracać do żywych.

Kiedy prawie 3 lata temu zaczęłam w końcu gubić kilogramy, aż ostatecznie wróciłam do swojej wagi i rozmiaru, to teraz wiem, że wpływ miało na to kilka czynników. Po pierwsze, konieczna jest zmiana nawyków żywieniowych, a po drugie, wdrożenie codziennego, umiarkowanego ruchu.

Jeśli chodzi o ruch, to zaczęłam od czegoś, co lubię i co jest dla mnie czymś naturalnym (i nie kojarzyło mi się ze sportem😉). A więc codzienne spacery (3-10 km) i/lub jazda na rowerze. A w sezonie zimowym, bo nie jeżdżę wtedy na rowerze, ćwiczenia na orbitreku. Tylko jest jeden szkopuł, orbitrek mnie potwornie nudzi…No bo pedałujesz na maszynie w jednym miejscu, można słuchać w tym czasie muzyki lub oglądać jakiś film, ale nadal mnie to nudzi, a czas wtedy ciągnie się nieubłaganie (a to przecież tylko 30-45 minut!).

Poza tym ani spacery, ani rower/orbitrek nie wzmiacniają wszystkich mięśni. I tu jest sedno tematu! Zależało mi na tym, aby ZNALEŹĆ DLA SIEBIE TAKĄ AKTYWNOŚĆ, KTÓRA BYŁABY NIEZBYT OBCIĄŻAJĄCA, ALE POZWALAJĄCA UTRZYMAĆ WAGĘ, WZMOCNIĆ MIĘŚNIE I UTRZYMYWAĆ W SPRAWNOŚCI CAŁY UKŁAD RUCHU.

Bądźmy szczerzy, z wiekiem coraz bardziej osłabiają się nasze mięśnie i stąd tyle dojrzałych i starszych osób przygarbionych, z wyciągniętymi do przodu szyjami (tzw. szyja czapli), człapiących w ciele bez sprężystości i energii. I to nie tylko dlatego, że część z nas pracuje przed komputerem, ale prawie wszyscy ślęczymy z nosem w telefonie, mało się ruszamy, źle odżywiamy i to widać w każdym ruchu. Rozejrzyjcie się dookoła, a zobaczycie o czy mówię. I jeszcze jest coraz więcej osób z nadwagą. Sorry, ale to nie jest zdrowe i prowadzi do wielu chorób.

Co takiego znalazłam dla siebie?

Próbowałam różnego rodzaju fitnessu, ale ciągle coś mi nie pasowało. Aż w końcu BINGO!!! Poszłam jakiś czas temu do studia BestYa Pilates by Justyna Listwoń i po prostu trening z Mileną Zapotoczną to była miłość to pierwszego wejrzenia. Poczułam, że pilates to jest właśnie to, czego tak długo szukałam! Ale umówmy się, oni mają do tego specjalistyczne maszyny. I ćwiczenia na tych maszynach to jest zupełnie inna bajka, w domu tego nie powtórzysz. Co prawda, jak wchodzisz na salę to masz trochę wrażenie, że jesteś na sali tortur. 😉 Ale jakie to są przyjemne tortury to już jest insza inszość!

Pilates to jedna z niewielu dyscyplin sportu, którą możesz uprawiać bez przeszkód przy Hashimoto. A dlaczego? Otóż PILATES:

  • Nie wymaga wysokiej wydolność – chorzy na Hashimoto nie mogą sobie pozwolić na trening typu cardio, spalający czy wytrzymałościowy. Pilates sprawdzi się tu doskonale, bo jest treningiem wzmacniającym, stabilizująco-mobilizującym, o niskiej intensywności.
  • Zapewnia dobre dotlenienie – oddech to jedna z zasad pilatesu, ponieważ jest  głęboki, uruchamiający boczne, dolne i tylne części płuc i klatki piersiowej, a także oddech stabilizujący – zapewnia porządne dotlenienie.
  • Relaksuje– powtarzające się, regularne ćwiczenia pilates pomagają uspokoić ciało i umysł, co jest bardzo ważne przy wysokim poziomie stresu podczas Hashimoto.
  • Zwiększa świadomość ciała – przy Hashimoto umiejętność rozumienia swojego ciała jest bardzo ważna – a pilates uczy słuchać go i jego potrzeb. Dzięki niemu, poznasz swoje mięśnie, będziesz lepiej kontrolować oddech, zwiększy się Twoje poczucie ciała w przestrzeni.

Podsumowując, dwa razy w tygodniu chodzę na pilates do studia (po ćwiczeniach na tych maszynach czuję się jakaś taka dobrze rozciągnięta), a w pozostałe dni (codziennie) ćwiczę sama na macie przez ok. 30 minut. Znalazłam kilka fajnych treningów pilates na youtubie, które mi bardzo odpowiadają.

Tak więc spróbuj, może pilates to też jest coś dla Ciebie?

Do miłego,

Renata 😊

P.S.

Nie ma co gadać, niech zdjęcia mówią same za siebie, bo po czynach ją poznasz. 😉Co prawda jestem dopiero na początku drogi, ale jak w coś wsiąknę, to nie ma zmiłuj!


Na zdjęciu po mojej lewej stronie stoi Justyna Listwoń, a po prawej moja trenerka Milena Zapotoczna.

Comments (0)

© Copyright 2019 - Renata Driscoll