Single Blog

Potrzeba czy zachcianka?

Potrzeba czy zachcianka? – oto jest pytanie. Do napisania tego postu natchnęła mnie obserwacja tego, co się dzieje na facebooku versus to, co mówią niektóre osoby, które znam lepiej lub gorzej. Prawie cały maj przeleżałam w łóżku, bo miałam zapalenie oskrzeli i nie miałam siły właściwie na nic – stąd była przerwa w blogowaniu. Jedną z niewielu rozrywek było sprawdzanie tego, co się dzieje na fejsie (na moim telefonie). I kiedy tak człowiek leży z gorączką, to naprawdę nabiera większego dystansu i zaczyna zauważać rzeczy, których wcześniej się nie widziało. I nagle spadły mi klapki z oczu i zobaczyłam, jak wiele osób tylko mówi różne rzeczy, jacy to są, jakie wyznają wartości, a „czyny, a nie słowa” pokazuję prawdę.

Ale do rzeczy. Dlaczego o tym piszę? Bo kiedy spadły mi te klapki z oczu w stosunku do niektórych osób, to byłam na siebie zła. I ok, zdarza się. Poobserwowałam sobie swoje emocje i zastanowiłam się, co mnie tak zdenerwowało. Okazało się, że byłam zła, bo poczułam się tak, jakby mnie oszukano, bo mam taką naturę, że pomagam jeśli komuś dzieje się krzywda. I tak, jeśli ktoś mi bliski ciągle narzeka, że ma trudną sytuację finansową, to zastanawiam się jak mogę pomóc i pomagam. Ale kiedy jednocześnie zauważam, że na facebooku życie toczy się u takiej osoby na „pełnym wypasie” – wiesz o co chodzi: te ciągle wrzucane zdjęcia z wypadu w każdy weekend, fotki jedzenia i alkoholu z fajnych restauracji, i różne inne rzeczy – to taka osoba traci dla mnie wiarygodność i jest jednym wielkim żartem, no bo to się kupy nie trzyma!

Zastanawiałam się nawet, czy te osoby celowo starają się wzbudzać litość w innych ciągłym mówieniem o swojej trudnej sytuacji? Czy też mają jakieś zaburzenie powtarzając w kółko pewne rzeczy jak mantra, a robią co innego i nawet tego nie widzą? Na przykład mówią, że mało jedzą i nie mogą schudnąć, a ja widzę, że jedzą dużo, do tego dochodzi mnóstwo słodyczy i alkohol do każdego posiłku (poza śniadaniem). No hello?! Tak, fejsbunio prawdę ci powie…;)

Każdy z nas ma wiele potrzeb i ulegamy im praktycznie cały czas, i nawet o tym nie myślimy czy też nie zdajemy sobie z tego sprawy. I to jest ok, jeśli potrafimy się odnieść do nich we właściwy sposób. Gorzej, kiedy potrzeby przeradzają się w zachcianki, czy też niezwykle silne potrzeby, nad którymi nie można zapanować i uleganie im jest sprzeczne z wartościami, które wyznajemy albo doprowadza to kogoś do życia pod kreską. Takie silne potrzeby, to już właściwie uzależnienie.

Na przykład ja bardzo lubię słodycze, ale rzadko je jem, ponieważ nie służy to mojemu zdrowiu, dosłownie (insulinooporność). Na dodatek, gdybym ciągle ulegała tej pokusie, to byłabym bardzo gruba, a tego nie chcę. Nie ma oczywiście sensu rezygnowanie z tej drobnej przyjemności i zakładam, że od czasu do czasu „trucizna” w małych ilościach nie zaszkodzi. Jak zwykle chodzi w życiu o równowagę i o świadomość swoich czynów. Nie opowiadam bajek i moje postępowanie jest zgodnie z poglądami i wartościami, jakie w życiu wyznaję.

Jeśli ciągłe uleganie pokusom jest problemem, to warto się nad nim pochylić i zastanowić jak sobie z nim poradzić. Sama nie jestem święta, byłam kiedyś zakupoholiczką. Działo się to w czasach, kiedy pracowałam na wysokim stanowisku w korporacji i rekompensowałam sobie wszelkie stresy zakupami. Przez kilka lat nie zauważałam, że mam problem, ale w końcu kiedyś się przed sobą przyznałam, że coś jest nie tak. Najważniejsze, że dotarło wtedy do mnie, że mam dwa wyjścia: albo zacznę działać i rozprawię się z problemem, albo zrezygnuję i pochłonie mnie ten demon. Poszłam do psychologa i pomogła mi kilkumiesięczna terapia. Łatwo nie było, ale wiem, że sama nie dałabym sobie rady. Nie powiem, czasem nadal odzywa się we mnie ten demon, ale kiedy czuję taką silną potrzebę, to zadaję sobie pytania: Czy tego potrzebuję, czy jest to zachcianka? Czy jeśli ulegnę, to zachowam się jak osoba, którą chcę być?

Przyczyny takich sprzecznych zachowań mogą być różne. Nie jestem psychologiem, więc nie będę się wymądrzać. Ale z moich obserwacji wynika, że jedną z przyczyn takich zachowań, i nazwijmy rzecz po imieniu: życia ponad stan, jest presja otoczenia, ale presja, którą takie osoby stworzyły sobie we własnej głowie. Imponuje im pewien standard życia i też chcą takie być. Tylko po co? Przecież to, że kogoś na coś nie stać nie jest ani wstydliwe, ani złe. Dlaczego w niektórych jest taka silna potrzeba udawania kogoś innego? Ale jak już napisałam wyżej, psychologiem nie jestem, a wyjście z uzależnienia, to sprawa dla psychologa.

Podsumowując, podjęłam pewne decyzje. Otóż doszłam do wniosku, że po prostu nie będę takim osobom pomagać, bo dopóki wiedzą, że zawsze mogą liczyć na pożyczkę (finansową czy rzeczową) czy prezent, to się nie zmienią, bo to jest dla nich koło ratunkowe. A ja uważam, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny i jak ktoś doprowadził się do trudnej sytuacji, to musi jej stawić czoła – ujarzmić swoje zachcianki i demony. To nie jest tak, że ktoś inny doprowadził te osoby do trudnej sytuacji (chociaż one tak twierdzą), ale one same do tego doprowadziły swoimi wyborami i podjętymi decyzjami. Ujarzmienie demonów nie będzie łatwe. To będzie droga przez mękę. Będą przysłowiowe krew, pot i łzy, ale naprawdę warto to zrobić dla siebie żeby być wolnym człowiekiem. Bo tak naprawdę wolność, to szczęście, a otaczanie się drogimi gadżetami i życie na pokaz, to tylko ułuda i pułapka szczęścia.

Dziękuję, że tu jesteś 🙂

Renata

Comments (0)

© Copyright 2019 - Renata Driscoll